Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ratcop
VIP
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 5:31, 15 Lis 2009 Temat postu: Wspomnienia post.Jana Pindora (tekst oryginalny) |
|
|
Odwieziono na do Szumberku i tu dowiedziałem się o wkroczeniu wojsk polskich na zaolzie. Wszystkich, którzy byli z zaolzia zwolniono. Po przybyciu do Kromeżyża już w cywilu, który miałem przechowany u siostry pojechałem do domu. Ponieważ pociąg jechał tylko do Frydku, musiałem dalej iść piechotą. Do domu przyszedłem przez Żykow nad ranem. W Wojkowicach byli już wojskowi polscy, którzy mi wypisali dokumenty i kazali zgłosić się w Komendzie Wojs. W Cieszynie. Tam zaproponowano mi wstąpienie do Policji Pan. Gdyż potrzeba była do obsadzenia zabranego terenu. Skorzystałem z okazji i po paru dniach dostałem wezwanie do Kom.P.P w Cieszynie w celu złożenia egzaminu. W egzaminie dostałem pytanie wymienić państwa nad morzem Śródziemnym dalej jakie miasta leżą nad Dunajem i kto jest wojewodą Śląskim i kto jest biskupem diecezji Śląskiej. Po tygodniu już jechałem do Katowic. Szkolenie trwało 3 miesiące i po szkoleniu zostałem delegowany na Komisariat do Mysłowic. Razem ze mną przydzielono do Mysłowic Urbańskiego R z Bogumina, Śmiłowskiego z Śmiłowic, Taszka z Karwiny. Zostaliśmy zakwaterowani na komisariacie koło kościoła. JA miałem pokój z Urbańskim. Łóżka w pokoju nie było dlatego trzeba było sobie zakupić. Zamówiliśmy sobie także obiady i wieczorną kolację u P. Bieńkowej do, której chodziliśmy na obiad a kolację przynosiła nam do pokoju. Stan osobowy na komisariacie: 60 policjantów, komisarz i 6 wywiadowców pełniących służbę w cywilnych ubraniach. Początkowo pełniliśmy służbę z starszymi miejscowymi policjantami, którzy nas zapoznawali z miastem i obowiązkami w czasie pełnienia służby. Do obowiązków należało patrolowanie poszczególnych obiektów, ulic lub innych więcej zagrożonych części miasta przeważnie nocą. W dzień zazwyczaj doprowadzano z miejscowego więzienia, które było bardzo duże. Więźniów na rozprawę do sądu i z powrotem do więzienia. Dalszą czynnością było kontrolowanie sklepów rzemieślniczych, piekarni, restauracji, dworca kolejowego, rzeźni miejskiej, gdzie masowo było bydło i konie na eksport. Nocą sprawdzano czy restauracje zamykano w wyznaczonym czasie. We wtorki i piątki były tzw. dni dziadowskie. Obowiązkiem naszym było zatrzymywanie i doprowadzanie na komisariat żebrzących starych i młodych tzw. dziadów. Za 2 godziny było ich już ok. 20. Każdy został zanotowany i odprowadzany na magistrat natychmiast sądzono. Tych, którzy już byli notowani wymierzano im karę 2-3 dni aresztu a tych co jeszcze nie byli notowani po odpowiednim pouczeniu, że nie wolno żebrać wypuszczano na wolność. Ponieważ chodzili przeważnie po sklepach, gdzie im dawano przeważnie po 20 gr. łatwo ich było zatrzymać. Ja przeważnie siadywałem w cukierni w niewidocznym kącie u znajomej mi właścicielki, która mi dała znak kogo warto zatrzymywać. Byli to przeważnie zawsze jedni ci sami a ona sama decydowała kto nie musi żebrać i wówczas dawała mi znak i tego zatrzymywałem. Od czasu do czasu trzeba było z miejscowego więzienia konwojować do odległych miast więźniów na rozprawę sądową. Jechało się wówczas we dwójkę pociągiem. Było to dosyć kłopotliwe, gdyż jechało się przeważnie nocą aby być na rano na miejscu. Czasem gdyśmy przyjechali wieczorem tżeba było szukać w miejscowej policji zakwaterowania dla nas i więźnia. Przeważnie umieszczano go w areszcie na komisariacie a my mieliśmy okazje oglądnąć miasto i coś zjeść. Czasem było to kłopotliwe, gdyż restauracje były przeważnie żydowskie a policjantowi nie wypadało gościć u żyda. Po dwu miesiącach służby zmieniłem rodzaj pracy. Ponieważ zmarł pracownik, który zatrudniony był na komisariacie jako fotograf i daktyloskop. Komisarz wiedząc, że jestem fotoamatorem powierzył mi te obowiązki. Już nie musiałem chodzić w mundurze.
[link widoczny dla zalogowanych]
post. J. Pindor w miejscu zamieszkania
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ratcop dnia Nie 5:33, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ratcop
VIP
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:21, 18 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
I moje obowiązki były zupełnie inne. Przejąłem całe laboratorium fotograficzne i daktyloskopijne i byłem więcej panem swojego czasu. Chodziłem do wiezienia fotografować różnych przestępców zdejmować odciski palców i różne inne czynności z tym związane. Miałem dużo wolnego czasu i nikt mnie nie kontrolował. To był chyba mój najlepszy okres, aż do wybuchu wojny. Pod koniec sierpnia 1939 r wiadomo było, że wojna jest nieunikniona i nasza praca zupełnie się zmieniła. Chodziliśmy po okolicy i rejestrowaliśmy konie, zaprzęgi i auta, potrzebne nam do ewakuacji. Pilnowaliśmy dniem i nocą obiekty niemieckie, które same Niemcy niszczyli pomawiając o to polaków, aby mieć pretekst. Rozbijali szyby i zapalali budynki, które były ich własnością-było ich sporo. Przygotowywano też wszystkie akta i uzbrojenie do ewakuacji. My byliśmy zatrudniani przy transportowaniu schwytanych niemieckich dywersantów do miejscowego więzienia a później pociągiem do Krakowa. Nocą na 1 września mieliśmy służbę do 22 godziny a później poszliśmy na odpoczynek. O godz. 5.00 zbudzono nas kopaniem do drzwi i wołaniem wstawać wojna. Tego momentu nie zapomnę do końca życia. Wstajemy i nie wiemy co nas czeka. Co starsi policjanci wiedzieli już coś niecoś o Niemcach i o wojnie, gdyż byli to przeważnie powstańcy, którzy brali udział w trzech powstaniach o Górny Śląsk. Pamiętam jak jeden z nich powiedział : no ja sobie wyobrażam naszą przyszłość. 1 września zatrudnieni byliśmy jeszcze utrzymaniem jako takiego porządku w mieście w mieście gdzie się jeszcze nic nie działo. Pakowaliśmy różne rzeczy urzędowe i osobiste. Nocą nie było mowy o spaniu. Słychać było w górze tylko huk samolotów, które zmierzały na wschód i jak się później dowiedzieliśmy bombardowały miasta i lotniska w głębi kraju. W dniu 2 września przygotowywaliśmy się już do ewakuacji. Przed kom. były już podstawione wozy konne, na które układano różne rzeczy osobiste poszczególnych policjantów i ich rodzin. My młodzi pol. Mieliśmy własne rowery tylko walizy z niektórymi rzeczami zostawiliśmy na wozach pod opieką tych, którzy na nich jechali, a resztę najpotrzebniejszych rzeczy osobistych umieściliśmy na rowerach. Resztę rzezcy jak cywilne ubranie, buty i pościel, po naszym odjeździe z wielkimi perypetiami zabrała na wózek i odwiozła do swojego mieszkania pani Bienkowa.
Z komisariatu ruszyliśy o godz. 10.00. Kłopoty mieliśmy z kompletowaniem wyjeżdżających, gdyż każdy chciał jeszcze pożegnać znajomych czy kogoś z rodziny pozostających na miejscu. Czekaliśmy jeszcze na kol. Urbańskiego i Śmiłowskiego, którzy żegnali się ze swymi sympatiami. Wreszcie wyruszyliśmy nie wiedząc co nas czeka i czy w ogóle wrócimy. Był to smutny moment opuszczać miejsce z którym zdążyliśmy się już zżyć i było nam tu bardzo dobrze. Jechaliśmy w stronę Krakowa przez Będzin. Przejeżdżając przez miasto Będzin widzieliśmy opuszczające zakład dla dziewczyn lekkich obyczajów”córy Koryntu”, które tam były przetrzymywane. Dalej jechaliśmy w kierunku Wolbromia i Tunela i Kielc. Wolkuszu dowiedzieliśmy się, że Wolbrom i Tunel zostały bardzo mocno zbombardowane i zmuszeni byliśmy zboczyć z zamierzonej trasy na Busk, Staszów, Sandomierz. Łączność z wozami została zerwana, gdyż na drogach był taki tłok, że czasem trzeba było czekać godzinami, żeby się posuwać kilka kilometrów a my na rowerach jakoś objazdem posuwaliśmy się prędzej. Przez Sandomierz przejechaliśmy wcale się nie zatrzymując.
Pamiętam, że przejeżdżaliśmy w Zamościem koło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ratcop
VIP
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 2:55, 20 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
zamku i Kościoła przypominającego coś jakby w mieście Zilinie szerokie schody a nad nimi Kościół. Czasu na oglądanie nie było, gdyż trzeba było posuwać się dalej. Dojechaliśmy do Sanu i tu dopiero spotkaliśmy naszych towarzyszy jadących na wozach. Czekali na możliwość przedostania się . Później dowiedzieliśmy się, że tylko konie zdążyli usunąć z mostu a wszystkie wozy, co było na moście razem z nimi poszło w powietrze i do wody. Później od kogoś nie pamiętam dowiedziałem się, że z mojej walizy, któraś z żon policjanta wy ciągła pelerynę i przykrywało nią dziecko. Wszystkie moje rzeczy, przeważnie bielizna, którą sobie przed wyjazdem zakupiłem poszły w wodę. W tym miejscu dołączyła do naszej grupy jadących na rowerach córka od policjanta Olesia 18 lat. Było nas ok. 30. Od Sandomierza wzięliśmy kierunek na Lublin przez Kraśnik. Noclegi nasze nie były wygodne. Spało się przeważnie po rowach lub wyjątkowo w stodole u jakiegoś gospodarza w słomie. Spaliśmy ubrani, czasami tylko ściągając buty, było bardzo ciepło i wystarczyło tylko coś pod głowę a rower uwiązać u nogi i będąc niezmiernie zmęczony spało się dobrze. Najgorzej było spać w rowie przy drodze, po której przeważnie nocą przesuwały się kolumny aut i wojskowych tankietek i artylerii wojsk i wozów. Niesłychany huk, smród z benzyny i proch, gdyż drogi przeważnie były bite i podczas przejazdu wojskowych pojazdów i koni unosiły się chmury kurzu. Chcąc się położyć w rowie trzeba było jakoś choiną ten kurz zmieść gdyż nasz mundur wyglądałby jak u młynarza. Rano kiedy chcieliśmy się umyć trzeba było szukać jakiegoś potoku, gdyż u gospodarzy mieszkających bliżej drogi nie było ani kropli wody. Wszystką wodę wypili uciekinierzy i żołnierze gdyż było bardzo gorąco a ludzi chcących się napić nie mówiąc już umyć było tysiące. Sam widziałem jak żołnierz chcąc się napić, brał do hełmu wodę brudną z kałuży przez którą przejeżdżało setki wozów i koni. Jeżeli chcieliśmy zdobyć coś do zjedzenia. Trzeba było zboczyć z drogi przynajmniej 5-10 km, gdzie i tak trudno było coś kupić. Przeważnie się głodowało. Czasem przejeżdżając przez jakieś miasteczka, udało się nam coś kupić, czekając aż piekarz coś upiecze lub u rzeźnika kawałek wędzonego boczku i to trzeba było czekać 3-4 godz. a potem znów dalej. Pamiętam jeden nocleg gdzieś my sobie odpoczęli i pojedli. Było to w jakimś zameczku. O ile się nie mylę było to w Bodzełymie. Właściciele byli już wyjechani. W domu było tylko kilku ludzi prawdopodobnie służący. Dostaliśmy coś do zjedzenia a nocowaliśmy w dużej sali. Poustawialiśmy szerokie kanapy a z boku przystawiliśmy ławy i poukładaliśmy się poprzek z nogami na ławach aby nas więcej weszło. Obok mnie leżała wspomniana już Olesiowa. Po tym możliwym odpoczynku wyruszyliśmy znów dalej w kierunku Lublina. Pod wieczór jesteśmy już niedaleko miasta i wtedy nadlatują samoloty i bombardują Lublin. Kiedy samoloty odlatują jedziemy przez miasto i tu widzimy skutki bombardowania. Tramwaje przewrócone budynki rozwalone, dużo pożarów. Strażacy starają się gasić pożary, sklepy porozwalane towary walają się po chodnikach. My staramy się przez to piekło jakoś przedrzeć aby się jakoś dostać za miasto. Kiedy jesteśmy już za miastem jest już prawie ciemno. Koło jakiegoś zagajnika nagle powstaje strzelanina, spowodowana
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ratcop
VIP
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:48, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Dnia 5.7.2010 zmarl pan Jan Pindór, pogrzeb
odbedzie sie 9.7.2010 o godzinie 15:00 w kosciele rzymskokatolickim w
Czeskim Cieszynie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|